
Jeśli tak jak ja macie kilka godzin na zbyciu w Bilbao, bo na przykład lecicie gdzieś z lotniska Bilbao-Loiu, mam dla Was ekspresowy przewodnik po tym mieście wraz z paroma polecajkami, gdzie zjeść coś dobrego.
Bilbao, po baskijsku Bilbo, jest stolicą prowincji Vizcaya (bask. Bizkaia) i oddalone jest około godziny jazdy samochodem z San Sebastián. Jeśli przyjechaliście autem, można je zostawić na przykład na parkingu podziemnym przy plaza Euskadi (koszt około 9 euro za 5 h). Stamtąd piechotą idziemy do Muzeum Guggenheima - około 500 m.
Muzeum Guggenheima to muzeum sztuki nowoczesnej, które mieści się w charakterystycznym futurystycznym budynku z tytanu, wapienia oraz szkła. Budynek ten jest wizytówką miasta i jest niezwykle fotogeniczny. Podczas kilku godzin, które spędziliśmy w mieście, pogoda zmieniała się jak w kalejdoskopie - na zmianę słońce i deszcz - ale bez względu na aurę muzeum zawsze wygląda imponująco.
Budynek otacza kilka ciekawych rzeźb i instalacji, w tym:
1. System tworzący mgłę, który nadaje niezwykłą aurę tajemniczości. Poniżej we mgle widzicie znikającego Davida.
2. Rzeźba pt. "Maman" (czyli Mama) w postaci wielkiego pająka.
3. Rzeźba pt. "Wysokie drzewo i oko" składająca się z kul, w których odbija się otoczenie.
4. I mój absolutny faworyt, słodki piesek Puppy (miejscowi wymawiają jego imię Pupi 😀). Na jego sierść składa ponad 60 tysięcy kwiatów, dlatego jego wygląd zmienia się w ciągu roku. Podobno Puppy nadmiaru wody pozbywa się przez pysk, ale nie widziałam tego na własne oczy, więc nie potwierdzę 😀.
Do muzeum z braku czasu nie weszliśmy, spróbujemy przy następnej okazji. Informacyjnie: bilet wstępu kosztuje 13 euro, dzieci do 12 lat wchodzą za darmo.
Idziemy deptakiem dalej wzdłuż rzeki Nervión, kierując się w stronę Starego Miasta (Casco Viejo). Po drodze mijamy między innymi budynek urzędu miasta.
Na Starym Mieście warto zobaczyć między innymi plac Nowy (plaza Nueva), przy którym znajdziecie mnóstwo barów z pysznym jedzeniem (o tym poniżej)...
....oraz katedrę św. Jakuba (Catedral de Santiago).
Nieco dalej ciekawy budynek dawnej stacji kolejowej La Naja w dzielnicy Abando:
GDZIE ZJEŚĆ?
A teraz to, co tygryski lubią najbardziej, czyli gdzie zjeść coś dobrego.
Na Starym Mieście - wokół plaza Nueva znajdziecie mnóstwo barów z pintxos, czyli tradycyjnymi baskijskami przekąskami.
My weszliśmy do baru Zaharra, malutkiego lokalu z zaledwie kilkoma krzesłami przy barze. Jeśli nie ma miejsca, polecam zamawiać i jeść na stojąco, nawet na zewnątrz, tak jak robią to miejscowi. Z głośników słychać baskijską muzykę, więc na pewno bedzie autentycznie i pysznie :) Do wyboru macie kilkanascie rodzajów pintxos, w tym tortillę de patata (omlet z ziemniakami) na kilka sposobów.
📍Zaharra, Plaza Nueva 4
David wziął właśnie tortillę (z pikantnymi papryczkami), a ja tartę z porem oraz serem brie i wędzoną papryką.
Zaletą pintxos jest to, że właściwie nie musicie znać języka, wystarczy pokazać palcem to, co wpadło Wam w oko 😀.
Inne bary na tym samym placu, na które nie mieliśmy już czasu, ale które wyglądały na dobre baskijskie miejscówki warte polecenia:
📍Cafe Bar Bilbao 6
📍Gure-Toki, Plaza Nueva 12
W okolicy Muzeum Guggenheima miejscem polecanym ze względu na pintxos jest Abadía, zaraz przy oficjalnym sklepie Athtletic Bilbao. My niestety pocałowaliśmy klamkę, bo zrobili sobie urlop do 31 stycznia 😞. Niemniej jednak podrzucam Wam tę polecajkę do wypróbowania w przyszłości.
📍Abadía
Iparraguirre Kalea, 4
Zamiast tego wybraliśmy się do restauracji, gdzie znajdziecie typowe pinxtos na barze, ale i możecie usiąść i wybrać dania z karty.
📍Restaurante Markina
Henao Kalea, 31
W tej restauracji dostępne było też tzw. menú del día, czyli zmieniające się codziennie menu, na które składają się zwykle dwa dania (tutaj do wyboru były 4 pierwsze dania i 4 drugie), napój (wino, piwo, woda itd.) oraz deser (również kilka opcji do wyboru) lub kawa. Dobra opcja, żeby zjeść sporo i w przyzwoitej cenie. Cena tutaj to 16,90 euro. Menú del día najbardziej przypomina tradycyjną domową kuchnię, to, co w całej Hiszpanii jada się na co dzień w domach.
Ja wybrałam acelgas con jamón, czyli buraka liściowego (bardzo podobny do naszej botwinki) smażonego z szynką serrano - danie, które często gotuje moja teściowa 😀. Na drugie bacalao con pimientos (dorsz w papryce). Na deser nie miałam miejsca, więc wzięłam kawę, ale Davida deser, natillas (coś w rodzaju budyniu waniliowego na zimno z cynamonem), znikł tak szybko, że nie zdążyłam zrobić zdjęcia. Ale zdążyłam spróbować i faktycznie pyszne, więc musicie uwierzyć mi na słowo 😀.
Do Bilbao na pewno wrócimy i będzie więcej relacji, trzymajcie się!
Brak komentarzy
Prześlij komentarz